Nie jest łatwo ich spotkać. Tzn. na Mszy w kościele tak, ale już gdzieś poza, to naprawdę nie jest takie proste. No, ale przecież muszą gdzieś być, nie ma ich znowu tak mało, jak się słyszy…
Chodzi oczywiście o księży. Chociaż sam jestem księdzem, to jednak
zastanawiam się dlaczego nigdzie nas nie widać. Tym bardziej, że od czasu do
czasu można zobaczyć gdzieś na ulicy, na mieście, siostrę zakonną. W ostatnim
tygodniu widziałem je dwa razy: raz na peronie pkp na linii otwockiej a drugi
raz gdzieś na Pradze na przystanku autobusowym.
A jednak, ich też spotkałem! Akurat złożyło się tak, że musiałem
podjechać do centrum w jakiejś sprawie. Wybrałem rower. Pogoda ładna i korki na
mieście więc to chyba najlepsze rozwiązanie. Przyznajmy od razu: nie jechałem w
sutannie. Też na księdza nie wyglądałem… Ale dlaczego o tym piszę, dlaczego ten
wpis?
Dlatego, że tego dnia, podczas krótkiej środowej przejażdżki tam i
z powrotem, widziałem aż trzech księży. Ale żeby ich dostrzec, to trzeba
wiedzieć jak patrzeć 😊 koszulę pod koloratkę rozpoznam wszędzie, sam
mam ich wiele. Rozpoznam ją nawet wtedy, gdy koloratka jest zdjęta. Tak więc,
pierwszego księdza mijałem na Placu Defilad, drugiego niedaleko łazienek i
trzeciego na Kruczej.
Dlaczego jednak „na świecko”? Hmm…. Zaczynam się cieszyć, że
redaktor ustalił limit znaków… „nie zdążę” przyznać się do wstydliwych
wniosków.
I to wszystko w czasie, w którym w Idziemy pojawia się artykuł o
sutannie („Znak rozpoznawczy” nr18/2023) a na idziemy.pl czytam artykuł
„Pobicia księży”. Czy naprawdę jest aż tak źle?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz