piątek, 27 czerwca 2025

Rodzice?!

Czerwiec, cieplutko, ładna pogoda, nie chce się siedzieć w szkole. Tym bardziej, że oceny już wystawione… Frekwencja w szkole też nienajlepsza. No więc, o ile się tylko da, idziemy na boisko. Tym bardziej, że w warszawskiej szkole religia jest zawsze albo pierwsza albo ostatnia – a zmuś dzieciaki, żeby pod koniec roku uczyły się siedząc w klasie… Nobla dla tego, któremu się to uda!

Ale ja nie o tym… Wróćmy na boisko. Tego dnia wyszło na dwór przynajmniej kilka klas. Jednocześnie. Tu starszaki na boisku, tu maluchy na placu zabaw a pomiędzy cała reszta – prawdziwa mieszanka. Słychać głosy, ale tak naprawdę nie wiadomo, kto co mówi. Harmider dochodzi zewsząd. Stoję przy boisku, spoglądam sobie na meczyk i nagle słyszę… „On mu **** w ****, ****, zobacz, *****, *****” Zamurowało mnie. Rozglądam się, ale przecież tu wszyscy w koło piszczą, śmieją się, wołają do siebie…

Czy to możliwe, że to oni? Podchodzę do grupki chłopców bawiącej się jakimiś patykami, liśćmi czy ślimakami. Pytam „Kto Was tak nauczył?”. Dzieci odpowiadają, pokazując na kolegę: „on!”. A z której jesteście klasy? „Z drugiej a”.

Mocno się zdziwiłem. A w zasadzie to naprawdę zszokowałem. To nie jest tak, że małe dzieci mówią „dupa” i zaczynają chichotać. Tu poszło na maksa. Chyba nawet niewielu dorosłych tak się wypowiada. Zmartwiło mnie to.

Zapytałem więc w każdej klasie, którą uczę: „Jak myślicie, skąd w szkole biorą się wulgaryzmy?”. I, jak przystało na boomera, myślałem, że chórem padnie jedyna słuszna odpowiedź: „z internetu”, z tego źródła wszelkiego zła… Jakże się zdziwiłem, gdy w każdej klasie (uczę osiem klas) odpowiedź nr 1 to: „od rodziców”. Tu już zabrakło mi argumentów.

poniedziałek, 16 czerwca 2025

Oni istnieją!

 Nie jest łatwo ich spotkać. Tzn. na Mszy w kościele tak, ale już gdzieś poza, to naprawdę nie jest takie proste. No, ale przecież muszą gdzieś być, nie ma ich znowu tak mało, jak się słyszy…

Chodzi oczywiście o księży. Chociaż sam jestem księdzem, to jednak zastanawiam się dlaczego nigdzie nas nie widać. Tym bardziej, że od czasu do czasu można zobaczyć gdzieś na ulicy, na mieście, siostrę zakonną. W ostatnim tygodniu widziałem je dwa razy: raz na peronie pkp na linii otwockiej a drugi raz gdzieś na Pradze na przystanku autobusowym.

A jednak, ich też spotkałem! Akurat złożyło się tak, że musiałem podjechać do centrum w jakiejś sprawie. Wybrałem rower. Pogoda ładna i korki na mieście więc to chyba najlepsze rozwiązanie. Przyznajmy od razu: nie jechałem w sutannie. Też na księdza nie wyglądałem… Ale dlaczego o tym piszę, dlaczego ten wpis?

Dlatego, że tego dnia, podczas krótkiej środowej przejażdżki tam i z powrotem, widziałem aż trzech księży. Ale żeby ich dostrzec, to trzeba wiedzieć jak patrzeć 😊 koszulę pod koloratkę rozpoznam wszędzie, sam mam ich wiele. Rozpoznam ją nawet wtedy, gdy koloratka jest zdjęta. Tak więc, pierwszego księdza mijałem na Placu Defilad, drugiego niedaleko łazienek i trzeciego na Kruczej.

Dlaczego jednak „na świecko”? Hmm…. Zaczynam się cieszyć, że redaktor ustalił limit znaków… „nie zdążę” przyznać się do wstydliwych wniosków.

I to wszystko w czasie, w którym w Idziemy pojawia się artykuł o sutannie („Znak rozpoznawczy” nr18/2023) a na idziemy.pl czytam artykuł „Pobicia księży”. Czy naprawdę jest aż tak źle?

Słodko - gorzko

Normalnie w niedzielne popołudnie, tak przed Mszą o 18:00, albo ląduję z książką albo ucinam sobie krótką drzemką. A czasami jedno i drugie....